Zmiany, zmiany, zmiany…
Styczeń to dobry miesiąc na podsumowania minionego roku. Dla księgarni to był rok zmian, dobrych zmian. Uzyskane wsparcie z Instytutu Książki w ramach programu „Certyfikat dla małych księgarni” umożliwiło te zmiany. Oto niektóre z nich, czyli nowa nazwa: Księgarnia Kreatywna i Galeria Koci Pazur, nowe logo, nowa reklama na witrynie i nowy szyld. Są też inne, ale o nich w następnym wpisie.
Nowe logo to wynik tych zmian…połączone zostały dwie dotychczasowe działalności- księgarnia prowadzona od 34 lat i rękodzieło, które jest ze mną od ponad dekady. W nowym logo kot dalej drapie, ale teraz po książce. Uwielbiam skojarzenia i miałam pewne próbując połączyć książkę z kotem. Może ktoś zgadnie jakie?
Na naukę nigdy nie jest za późno…
Lubię się szkolić, lubię się rozwijać. Sprawia mi to ogromną radość. Warsztaty z rękodzieła są dla mnie odpoczynkiem, oderwaniem od rzeczywistości, powrotem do czasów szkolnych, gdy na ZPT, czy plastyce robiło się dużo fajnych rzeczy. Tak i teraz w październiku w pracowni Anny Kantorysińskiej doszkalałam się w trudnej sztuce filcowania odzieży. Trudnej bo trwającej wiele, wiele godzin i ciężkiej fizycznie, wymagającej dobrej kondycji. Zmęczenie było więc ogromne, ale satysfakcja jeszcze większa…
Swoją filcową kurteczkę wykonaną w szarościach z czesanki nowozelandzkich merynosów z dodatkiem jedwabiu w kolorze kobaltu nazwałam „u źródła” . Dlaczego?
Takie miałam skojarzenie spoglądając na spontanicznie ułożony wzór na plecach kurtki, a na dodatek warsztat to takie bycie u źródła wiedzy, a Ania tej źródlanej wody mi nie skąpiła 🙂
Po wyczerpującej pracy, jako że pracownia Ani jest w centrum Kołobrzegu, zrobiłam sobie krótką wycieczkę nad morze i powiem jedno, to prawda że morze leczy, bo siły tam wracają….
Szarość widzę, szarość…
Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie jaki kolor jest moim ulubionym, powiem, nie mam jednego, a na różne mam tzw. fazy.
Jedno za to wiem, że szary jest moją ulubioną bazą, którą uwielbiam łączyć z innymi kolorami. Szarość z pudrowym różem, z łososiem, miętą, bordo, pomarańczem, kobaltem i wieloma jeszcze…
Często do szarości wracam, tak jak teraz robiąc jesienne kominy, czy niebawem szale. Kominy robiłam testując je w dwóch wersjach. Wersja w ósemką ledwie pojawiła się na fb, a już znalazła swoją właścicielkę, która podobnie jak ja kocha szarość.
Wersję typu golf zrobiłam na bazie jedwabiu z odrobiną dekorów. Dobrze pasuje do kapelutka z ubiegłej jesieni…
Następny będzie szal, na który cierpliwie czeka kolejna miłośniczka szarości …..
Tematy te same, ale nie takie same…czyli dwa komplety na dwa różne sposoby…
Podręczniki, podręczniki…księgarnia pod koniec sierpnia i we wrześniu szczelnie wypełniała mój czas…ale dwie kobiety z wyobraźnią i z potrzebą serca nie dały mi zapomnieć o tym co lubię. Zamówiły filcową biżuterię, a ja zdecydowałam się sprostać ich oczekiwaniom. Miałam zrobić bransoletę, naszyjnik i dla jednej z nich kolczyki, …drugiej zrobiłam z rozpędu.
Oczekiwania były tak różne, że choć robiłam niby to samo, to całkiem inaczej…nie było więc mowy o nudzie.Sprawiło mi to dużą frajdę, bo choć przedstawiły swoje wyobrażenie, decyzję co do ostatecznego kształtu zostawiły mnie. Tak lubię robić, kiedy wiem, że to co powstaje ma zadowolić obie strony. Ma się podobać odbiorcy i wykonawcy, bo tylko wtedy jest harmonia.
Jeden komplet miał być wykonany do sukni w hiszpańskim stylu, w kolorze czerwieni i czerni. Motyw miał być kwiatowy, kwiat nie za wielki….takie były wskazówki. Komplet powstał trochę od końca, bo najpierw wyobraziłam sobie kolczyki listki z czerwonym dredowym środkiem idealnie pasujące do fryzury i owalu twarzy pani Basi, a dopiero potem kwiatowy naszyjnik na długim dredzie zakończony skromnymi dwoma listkami nawiązującymi do kolczyków. Kwiat nie mógł być z tych jakie lubię najbardziej, czyli z „noskiem”, bo wisiałby zbyt smętnie w dół. Zrobiłam kwiat z pełnym środkiem. Tak powstał pierwszy komplet, który w szczególnym dniu podczas tańca zdał egzamin, a przyciągając wzrok gości sprawił radość właścicielce….
Oczekiwania co do drugiego kompletu były zupełnie inne. Pani Bożence spodobał się jeden z moich dredowych naszyjników, ale wyobraziła go sobie w wersji tęczowej, z mnóstwem kolorów, koniecznie z tymi, które lubi…czerwienią, zielenią, żółcią, fioletem, purpurą, pomarańczem, oliwką…..i wszelkimi jakie da się umieścić. Jednym słowem MULTIKOLOR i już. Naszyjnik i bransoletka miały być w lekko afrykańskim stylu. Kolczyków co prawda nie było w planie, ale podczas pracy nie mogłam się oprzeć i powstały takie jakimi je widziałam oczami wyobraźni …dredowe frędzle, dziś wracające do łask.Udało się i tym razem, bo komplet spełnił oczekiwania szczęśliwej właścicielki, która….dała mi następne filcowe zadanie do realizacji… co bym się w jesienne wieczory po pracy w księgarni nie nudziła 🙂
Tak to się zaczęło…
Ten post jest ostatnim z serii retrospekcyjnych. Zanim pokażę nowe prace, chciałam w jednym miejscu zgromadzić i pokazać to, co robiłam dotychczas…
Moja fascynacja filcem zaczęła się 4 lata temu. W szczecińskim CH Ster zobaczyłam kwiat na długim dredzie, który mnie tak zaintrygował, że pojechałam specjalnie na warsztat by go zrobić i tak to się zaczęło….potem były kolejne kwiaty na długim dredzie, na krótkim jako broszki…z czasem powstały naszyjniki, aż przyszła kolej na etui, torby, a ostatnio na odzież… to co w filcu jest piękne, to możliwości jakie w sobie kryje, czyli ogromna plastyczność, bogactwo koloru, struktur i motywów… i dlatego ta fascynacja trwa…a najpiękniejsze jest to, że tyle jeszcze przede mną…
były też bransoletki, kolczyki, korale i naszyjniki…
co będzie jeszcze? czas pokaże…
na koniec jeszcze komplet, o którym napiszę następnym razem…
Otulona w kolory i struktury…
Choć torby były i są moją filcową fascynacją numer jeden, przyszedł też czas na filcową odzież.
Zaczęłam od kamizelek i od zabawy z kolorem, którego przenikanie i współgranie było zawsze ucztą dla moich oczu. Potem przyszedł czas na struktury i to najlepiej na pelerynach, które lubiłam najbardziej. Kiedy raz spróbowałam, to były już zawsze razem….kolor i struktura, ale tak, by z sobą współgrały, bez zbędnych udziwnień bez wymuszonej oryginalności, bo oryginalność jest w materiale, w kolorze, w strukturze, których kompozycja jako całości musi cieszyć oczy i co najważniejsze zdobić, tak, by można było z dumą je nosić…
Kot czy pies? Po prostu kotopies…czyli nie taka krótka historia pewnej torby
Pierwszą swoją torbę z kwiatami ufilcowałam u Renaty Krauze. Jej torby tak mnie zachwyciły, że musiałam pojechać na jej warsztat. Zrobiłam swoje ulubione maczki. Było tak jak lubię …czyli ogrom pracy i satysfakcji przez całe dwa dni…i wciągnęło mnie….
Jeszcze wtedy myślałam, że innych toreb niż z kwiatami nie polubię i nie będę robiła. Razem z filcującą koleżanką Alinką eksperymentowałyśmy z kształtem, rozmiarem, rączkami, fajnie się przy tym bawiąc, choć fizycznie to cięzka praca…
eksperymentowałam dalej ze wzorami kwiatowymi
i nie tylko
Ponieważ lubię zabawy z kolorami, więc po pewnym czasie pomyślałam, czemu nie struktury i kolory? I znów mnie wciągnęło…
Jeszcze przed torbami robiłam filcowe etui na telefon z kotami…w końcu kot to mój znak firmowy :)były też inne w tym z ukochanymi maczkami…
A ostatnio moja koleżanka Viola zrobiła tak piękną torbę z pumą, że nabrałam ochoty i postanowiłam ufilcować kota…. 🙂 Jednak w trakcie pracy jego mordka się zmieniała zbliżając się bardziej do psa. Ostatecznie wyszła tak miła, że już nie chciałam jej dalej zmieniać i tak oto powstał kotopies….
Na pożegnanie lata…
Koniec sierpnia to dla mnie koniec lata…kocham lato i zawsze jego schyłek jest dla mnie nieco smutny, nostalgiczny, coś mija, odchodzi…na pożegnanie lata zanim otworzę się na to co ma do zaoferowania jesień z całym swoim bogactwem kolorów ufilcowałam kolorową torebusię z motylami na długim dredowym pasku zamykaną na zamek, wyściełaną od środka podszewką. Kolorowo i słodko mi 🙂
Filc zdobi
W drugiej połowie sierpnia mój czas szczelnie wypełniała praca w księgarni, ale na swoje filcowe hobby musiałam wygospodarować choć trochę czasu. Mało czasu…a zatem małe formy. Zaczęło się od naszyjników w stylu „kolorowy zawrót głowy” z ceramicznymi guzikami i kamieniami, a skończyło na oszczędnych w formie, monokolorystycznych typu dred z filcowym gniazdkiem na kamień. Długo oczekujące na swoje miejsce plastry agatu wreszcie się doczekały godnej filcowej oprawy.
Magnoliowy filcowy komplet….
Magnoliowa torba malowana filcem powstała już dawno, ale dopiero w ten weekend doczekała się swojego uzupełnienia. Już dawno chodziła za mną myśl, że byłoby fajnie, gdybym zrobiła do niej etui na telefon. W końcu tak często się go używa, tyle razy leci z rąk…..teraz już zawsze będzie upadał na miękką wełnianą podusię 🙂 o ile w niej będzie 🙂